2011 Budapeszt-Bamako

Część IX - ostatnia

 

02.02., środa
Wczoraj jazda była do kitu. Co prawda granica nie była problematyczna, zabrała nam tylko 1,5 godziny ( z czego 20 minut Mauretania, reszta „cywilizowani”, zdawać by się mogło, w stosunku do dalszych afrykańskich państw, Marokańczycy), ale szło kulawo, bo rozpętała się burza piaskowa. No nie taka chyba  z prawdziwego zdarzenia, ale na tyle silna, że jechało się fatalnie. Silny wiatr spychał Auto i trzeba było kurczowo trzymać ster, a piasek strumieniami zawiewał drogę. I tak prawie całe 600 km, bo tyle mięliśmy do Boudjur, gdzie zaplanowaliśmy nocleg. Dotarliśmy o północy, jeszcze tankowanie, żeby rano było szybciej. I do hotelu, gdzie „hotel” to oczywiście eufemistyczna nazwa norki w lokalnym standardzie. Dobrze, że śpiwory nie są na stałe wpięte w namiot i można się z nimi przemieszczać. Tudzież zabrać do norki.

Rano Marek podjął ostatnią z możliwych prób przywrócenia mocy czarownych naszej Toyotki. Wczoraj wysłaliśmy opisowego sms-a do Toma, naświetlając chorobę auta, a on zasugerował jeszcze wymianę filtra paliwa. Bo tak, to on jest bezradny, tak napisał. Marek co prawda nie wierzył w cud, ale dla spokoju sumienia przed śniadaniem filtr wymienił. Nie wierzył i niestety miał rację. Dalej pyrkamy jak kolaska hrabiego.

Przed Laayoune Patrol znowu zaczął gubić paliwo. Widać to miasteczko przyciąga nas do siebie, bo znowu tutaj zajechaliśmy, tym razem już do konkretnego mechanika – tego, który nas wspomógł – po nowa pompę paliwową.
Teraz my jedziemy pomału w stronę Agadiru, chcemy dziś jechać do końca, tzn. do Tangeru, aby rano wsiąść na prom. A dziewczyny i Sławek reperują auto, będą nas gonić. Może nawet już gdzieś tam za nami są.
Droga cały czas wiedzie wybrzeżem Atlantyku, wieje silny wiatr i fale są bardzo wzburzone. Piękny to widok.

03.02., czwartek
Po 24 godzinach począwszy od wczorajszego poranka docieramy do Tangeru. Przed nami jeszcze przejście graniczne Maroko – Hiszpania, przeprawa promowa i znowu będziemy w domu. No, nie całkiem jeszcze, przed nami wciąż szmat drogi, ale w Europie.
Całą noc jechaliśmy już po autostradach – Agadir, Marrakesz, Casablanka, Rabat. Ta część infrastruktury Maroka w ogóle nie wskazuje na afrykańskie umiejscowienie. Autostrady gładkie jak stół, stacje serwisowe na dobrym, europejskim poziomie. Dobrze, że nie byliśmy w tych okolicach przy pierwszym pobycie w Maroku, bo byłabym zawiedziona poziomem cywilizacji. A tak – pozostało wrażenie innego, dzikszego świata. Dziś wiem, że to tylko wrażenie, bo prawdziwa, czarna Afryka zaczyna się dalej, w Mauretanii. Maroko to tylko wrota i przedsmak tego, co widzieliśmy podczas tej podróży. A były to wrażenia, jakich nie zatrze żaden ślad i nie odda żadne z 700 zdjęć, które zrobiliśmy. Afryka uczy pokory i szacunku do tego co mamy i w jak postępowym świecie żyjemy. Afryka budzi obrzydzenie wszechobecnym śmietnikiem, brudem i padliną na poboczach, budzi współczucie na widok biedy, wprawia w zachwyt zachodami słońca nad oceanem, wyzwala poczucie wolności i przestrzeni w niekończących się połaciach złotopomarańczowego piasku Sahary i pustynnego krajobrazu. Afryka jest różnorodna i całkiem odmienna od naszego świata.
Ale jest piękna i pociągająca i na pewno tu wrócimy. Więc nie żegnaj, ale do zobaczenia Afryko!

Post Scriptum

04.02., piątek
Niestety, nasza wspólna podróż z Jola, Ewą i Sławkiem została brutalnie przerwana tuz po wjeździe do Hiszpanii, w Marbelli. Patrol z nadszarpniętym już od kilku dni sprzęgłem kompletnie odmówił posłuszeństwa i współpracy. Trzeba go więc było zostawić w bezpiecznym miejscu, spakować załogę i odwieźć do Malagi na samolot. Strasznie to przykre, bo mięliśmy nadzieję do końca wspólnie odbyć tę podróż. Poza tym podróżowanie w tak dobrym towarzystwie to czysta przyjemność i teraz czujemy się nieco osieroceni.  Ale życie jest pełne niespodzianek. Mam nadzieje, że wkrótce nadarzy się okazja do ponownego spotkania. Za to, które właśnie dobiegło końca, bardzo dziękujemy.
 

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy Przejdź do dziennika wyprawy