2014/15 Afryka etap I

ZANZIBAR

19.07.-21.07.2014

Zanzibar... Mnie kojarzy się z Freddym Mercurym, bo tak mnie nastawiła Zuzia, fanka Queen. Tu się Freddy urodził i spędził pierwszych 8 lat swojego życia. Ale nie ma na Zanzibarze kultu Mercurego, jedynie jedna tablica upamiętniająca dom, w którym przyszedł na świat, a i pewne nie jest, że to ten właściwy.

Zjechaliśmy wyspę z zachodu na wschód i ze wschodu na północ. To totalne zderzenie dwóch światów : bieda i skrajne ubóstwo po środku, a na wybrzeżu drogie, wymuskane ośrodki dla białych, strzeżone enklawy, gdzie biali europejczycy spędzają urlop. Nie wyściubiając nosa zza płotu pławią się w sobie dobrze znanych luksusach. Więc jaki naprawdę jest Zanzibar? Czy to lokalni mieszkańcy, zakurzeni i biedni, czy może właśnie te super beach resorty, które zagarnęły sobie piękne, naprawdę piękne plaże i pozamykały je na klucz tylko na swój użytek? Bo przecież nie jedno i drugie, te dwie skrajnie różne rzeczywistości nijak do siebie nie pasują.

Podczas całodniowej „wycieczki objazdowej“ trzy razy zatrzymywała nas policja, za każdym razem za co innego chcąc mandat, czytaj łapówkę. Raz za brak kasku na mojej głowie – fakt, nie miałam kasku, ale w Afryce kaski nie są szczególnie popularne, na motorach jeżdżą całe rodziny – po 3-4 osoby, bez żadnej ochrony głowy. Potem za brak tablicy rejestracyjnej z przodu – też nie mamy, ale w Europie nie jest przecież wymagana. I wreszcie za brak ubezpieczenia – z tym nie dyskutowalismy, bo nie planowaliśmy objeżdżania wyspy własnym jednośladem, więc nie zadbaliśmy o wykup polisy. Ale obraz pozostał jeden – korupcja i czepliwość. Przez cały dzień nie spotkaliśmy żadnych innych turystów, ani własnym, ani nawet wynajętym środkiem lokomocji, więc nasze „przewinienia“ z pewnością nie były nagminnie męczące dla policji, mogli sobie darować ten teatr.

Wyspa sama w sobie faktycznie jest urodziwa, środkiem gęsta, tropikalna roślinność, nie najgorsze drogi, a wybrzeże pokryte bielutkim piaskiem, szeroką plażą, krystalicznie czystą, ciepłą wodą. Epicentrum turystyczne – Stone Town – obraz nędzy i rozpaczy. Te kilka zabytków, jakimi się szczyci, zaniedbane. Wąskie uliczki mogłyby być urokliwe, gdyby w nich nie śmierdziało stęchlizną i moczem. Za to baza hotelowa – oczywiście w pełnej gamie, dla białych z pieniędzmi wszystko. Trochę czuję niesmak, trochę jestem rozczarowana. Na stacjonarne wakacje na Zanzibar na pewno bym się nie wybrała. Być i zobaczyć, choćby po to, by sobie wyrobić własną opinię, z pewnością warto.

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy Przejdź do dziennika wyprawy