2014/15 Afryka etap I

LESOTO

Dziś z rana przekroczyliśmy granicę z Lesotho, mało uczęszczaną – byliśmy jedynym odprawianym samochodem. Formalności to jedynie pieczątki w paszport, krótki look do wnętrza auta, parę gwizdów zachwytu i pytania o dalszy plan podroży. Pogranicznicy nie wysilali się na dokładne sprawdzanie dokumentów, ani tym bardziej na kontrolę auta. Wszystko trwało zaledwie kilka minut. Jeszcze tylko wspólne zdjęcie i w drogę.

Lesotho już od samej bramy granicznej znacznie rożni się od RPA, jest tu skromnie i ubogo. W rejonie panuje teraz zima, więc kolorystyka krajobrazu zdecydowanie odbiega od tego, czego naoglądałam się w googlach. Jest sucho i żółto, jednolite kolory otoczenia przywodzą na myśl naszą późną jesień albo bardzo wczesną wiosnę. Zresztą temperatury też podobne – dziś zaledwie 15 stopni. Brrrr!

I taka mała dygresja: jak do tej pory ani w RPA, ani tym bardziej tutaj, przed żadnym mostem ani mostkiem nie ma znaków o dopuszczalnej wadze dla samochodów. Przy naszych gabarytach to dość istotne, mam nadzieję, że brak znaków nie okaże się dla nas zgubny. 

 

19.06.2014

Tu naprawdę jest zima i jest zimno. Nie ma śniegu, słońce świeci ostro, ale 12 stopni i porywisty wiatr przenikają do szpiku kości. Nasza droga wiedzie przez centralne Lesotho, przemieszczamy się od jego zachodniej granicy trasą A3 pomiędzy zalewami Mohale Damm i Katse Damm. Są one częścią projektu Lesotho Highlights Water Projekt – budowy 5 zapór, które mają zasilać w wodę okoliczne kraje.

Przy pierwszej z powyższych nocowaliśmy dziś, do drugiej właśnie się kierujemy. Lesotho to kraj górzysty, jak mówiłam ubogi, ludzie żyją w skromnych chałupinkach, zazwyczaj krytych strzechą. Ale drogi w Lesotho, kręte górskie przełęcze, mogłyby śmiało aspirować do alpejskich. Nowiutki asfalt, osłony dla bezpieczeństwa, aż nie pasuje to wszystko do skrajnego ubóstwa mieszkańców. Wspinamy się na wysokościach grubo powyżej 2500 m.n.p.m, widoki zapierają dech w piersiach. Na tę wycieczkę jedynie pora roku jest niewłaściwa, latem byłoby po pierwsze przyjemniej (cieplej), a po drugie, ważniejsze, otoczenie byłoby żywe, zielone i soczyste.

Ale dziś, po wczorajszym pochmurnym dniu, przynajmniej towarzyszy nam słońce i bezchmurne, błękitne niebo.

 

Później

Dobra – czytaj asfaltowa – droga zniknęła nam na ponad 50 km, ale szutr, którym przyszło nam jechać, był przynajmniej szeroki na 2 auta. Zresztą ruch samochodowy i tak jest tu znikomy. Nie było zatem tak stresująco jak w kanionie Dades w Maroko, a tego najbardziej się tu obawiam.

Zakotwiczyliśmy na dzisiejsze popołudnie i noc na płaskim wzgórku, vis a vis zapory, mamy więc na nią najprzedniejszy widok. Wokół pustka, góry. W dole widać krętą drogę, którą jutro opuścimy tę przyjazną okolicę.

Marek próbuje uruchomić drona i polatać nad zalewem, ale coś nie bardzo mu się to udaje, sprzęt nie chce się komunikować z telefonem.  Telefony nie maja tu zasięgu, od dwóch dni jesteśmy odłączeni od świata, więc i support techniczny, czyli Marcin, jest niedostępny.

20.06.2014

Jest już wieczór, właściwe nawet nie wieczór, bo godzina zaledwie 18-sta, ale ciemno sakramencko. Po całodziennej jeździe zjedliśmy wreszcie treściwy posiłek w postaci steków i odpoczywamy. Ale – od początku.

 

Ostre, poranne słońce i chłód wygoniły nas znad zapory Katse Damm wysoko w góry, w kierunku granicy. Wiliśmy się tymi serpentynami jak splątana wstążka to w górę, to w dół, aż na przełęczy Mafika Lisia Pass (strasznie mi się ta lisia nazwa podoba) osiągnęliśmy pułap 3100 m.n.p.m i potem droga wiodła już tylko w dół. Aż trudno uwierzyć, jak skromnie można żyć w XXI wieku. Ludzie Sotho przemieszczają się pieszo bądź na osiołkach, na małych jak chusteczki, kamienistych poletkach uprawiają kukurydzę, która też nie jest zbyt wybujała – pojedyncze łodygi sterczą z rzadka pomiędzy bruzdami ziemi i kamieniami. Mimo zimy dla nich to pora żniw, plony ustawiają w snopki, a kolby kukurydzy suszą na słońcu przed domkami.

 

Na przejściu granicznym nie było ruchu, ale ponieważ to nieco większy punkt graniczny, trwało trochę dłużej, choć w całkiem miłej atmosferze.

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy Przejdź do dziennika wyprawy