2014 Maroko

29 stycznia, środa, wieczorem

 

Z wieczornej sielanki w zaciszu zetkowego domu wyrwał nas silny wstrzas całej „budy“ i zgrzyt gniecionej blachy. Jak oparzeni wykoczylismy na zewnatrz, w oczach mając juz wizję pogietej windy i zmasakrowanego KTM-a.
Kierowca ciezarówki szukał o ciemku miejsca do zaparkowania tam, gdzie od dawna go nie było i, ścinając łuk, zahaczył o nas bokiem naczepy i nadział nam sie na bagażnik z motorem.

Straty: u nas właściwie nic, lekko otarty, nawet nie zdarty, lakier na bagazniku na długości kilku centymetrów; u Portugalczyka plandeka rozdarta z góry na dół. Kierowca w pierwszym momencie przyznał, że nie widział, a juz za chwile uznał, że parkujemy w niewłaściwym miejscu. Z tym można by sie kłócic, bo wieczorem parkingi sa wypchane po brzegi i każdy parkuje, gdzie może, nie bacząc na zakazy i wytyczone miejsca. Kiedy my parkowaliśmy, było jeszcze jasno i prawie pusto.

Feralny kierowca, widząc, że nie uzyska od nas przyznania sie do winy zagroził wezwaniem policji, co było nam bardzo na rekę. I tak też sie stało – po 40 minutach przyjechała francuska policja, grzeczni i usmiechnięci policjanci szybko ocenili sytuacje na niekorzyść portugalczyka. Ostrzegli jeszcze przed złodziejami paliwa, podyskutowali ze sprawcą zdarzenia, który nic nie wskórał, i pożegnawszy się odjechali, informując, że w razie problemów stacjonuja niedaleko. Wrócilismy do siebie trochę obawiając sie nocy w tym miejscu, (wszak życie „ciężarowca“ to dla nas nowość) i jakiejs dzikiej zemsty portugalskiego kierowcy, który ostatecznie zaparkował kilka metrów od nas, ale w koncu doszliśmy do wniosku, że wszystkiego bac sie nie nalezy, a na tak przepełnionych parkingach może sie dziać róznie nie tylko tutaj.

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy Przejdź do dziennika wyprawy