2013 Pamir

Kazachstan raz jeszcze

 

03 sierpnia, sobota
Wczorajsze przekraczanie granicy zajęło zaledwie 1h 20 min, formalności jak zwykle, ale ci pchający się ludzie i chaos przed bramą, to jakiś totalny koszmar. Kompletny brak organizacji doprowadza tam pewnie często do sytuacji, jaka stała się naszym udziałem.
Pierwsza brama do odprawy kirgiskiej jest zamknięta, otwiera się co kilkanaście minut, wpuszczając zaledwie po 5-6 samochodów z długiej kolejki oczekujących, wszyscy więc pchają się na raz, ustawiając się w 2 lub 3 rzędy. Staliśmy w końcu jako drudzy tuz przed szlabanem, grzecznie czekając na swoja kolejkę, kiedy go otwarto. Młody Kazach osobówką koniecznie chciał się wepchnąć z naszej prawej strony i tak się pchał, że najwyraźniej przytarł swój samochód o Toyotę, czego my w żaden sposób nie odczuliśmy ani nie zauważyliśmy. Wyskoczył do nas z pretensjami, początkowo nie wiedzieliśmy nawet, o co mu chodzi. Koniecznie chciał, żeby Marek wysiadł na oględziny, zbierał świadków, potem próbował blokować następna bramkę. Zrobiło się nieprzyjemnie. Udałam się więc do kirgiskich pograniczników, i ta moja kulawa angielszczyzną wyjaśniłam grzecznie, co zaszło, prosząc, by uspokoili młodego człowieka. Zanim Kirgiz zareagował, Marek kazał „poszkodowanemu” wezwać policję, ale tego wątku chłopak jakoś podjąć nie chciał. 
Pogranicznik wysłuchał mnie ze zrozumieniem, kazał podjechać bliżej, sprawdził paszporty i puszczając przodem obok kolei skierował nas bezpośrednio do odprawy kazachskiej. Młodzieniec, ze złości, że nic nie wskórał, opluł nasz samochód i pogiął tylna tablice rejestracyjną. 

Kazachowie zrobili swoje i odjechaliśmy Nocleg na uboczu, w kłujących chwastach i pustynnym kurzu, ale jedynie poganiacze owiec byli świadkami naszego biwaku, nikt nam nie przeszkadzał.

Dzid jest już południe, od rana jedziemy, ale niewiele mogę zapisać – step, koleiny, step, pustkowie, step, trakcja elektryczna, w oddali mętnozielone wody jeziora Balqash, które jest tak wielkie, że jedzie z nami przez kilkaset kilometrów. Ponoć objechanie go wkoło to 600 km drogi, a w poprzek ma 80 km. I jego woda w połowie jeziora jest słodka, w drugiej połowie słona. I nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.
Kazachstan przejedziemy szybko, dziś może dojedziemy do Karagandy, a jutro, jak się uda, to może przekroczymy rosyjska granicę. Jeśli nie, będziemy chcieli podjechać jak najbliżej, żeby zrobić to pojutrze z rana.
No to jedziemy. Pochłaniamy kirgiskie słodkie morele, zakupione wczoraj nad Issyk Kul. Najmniejsza sprzedawana ilość to było 5 kg, więc musimy się napracować, żeby to zjeść.
Lekkie zachmurzenie, temp. 32 stopnie.

Dystans dnia: 883,0 km (10.455,3 km)

04 sierpnia, niedziela
Karagandy opuszczamy w wyśmienitych humorach, wyspani i najedzeni w cywilizowanych warunkach. Wczorajszy dzień był męczący, prawie 900 km marnej drogi, no i ta niespodzianka… Policja zatrzymała nas za przekroczenie prędkości, przy okazji okazało się, że nie mamy ubezpieczenia (oczywiście, że nie mamy, bo nie wykupiliśmy, żadne z nas na to nie wpadło na granicy, a i naganiaczy nie było, żeby nas na ten pomysł naprowadzić). No więc za prędkość 100$, za „niemanie” strachowki 200$. Nakazali jechać do miasta i zakupić ubezpieczenie, mimo wysokiego mandatu. Zatem dziś od rana bieganie po giełdzie samochodowej, bo wszystkie inne biura zamknięte, w końcu jest niedziela. Bieganie zwieńczone sukcesem, potężnych rozmiarów Elena (tak było napisane na jej biurku), sprawnie wypisała dokument, skasowała kolejnych 17$, a my szczęśliwi i nie zestrachani brakiem strachowki kierujemy się na Astanę, potem Petropavlov, do granicy z Rosją. To jeszcze 850 km, więc pewnie dziś tam nie dotrzemy, ale co tam, kontrole policji nam niegroźne, strachowka u nas jest

xxx
Od Karagandy na północ zmienia się nieco krajobraz. Nadal jest przeraźliwie płasko, jednak nie tak sucho. Wypalony step zastąpiły zielone łąki, obfite w soczyste trawy i kwiaty. Tuta postęp cywilizacji jest wyraźniejszy niż na południu i południowym-wschodzie. Droga z Karagandy do Astany jest bardzo dobrej jakości, i o dziwo, stosuje się tu tablice kierunkowe i znaki informacyjne, dawno przez nas nie widziane.
Z Astany w kierunku Pietropavlovska jedziemy 3-pasmową autostradą. Komfort jazdy znacznie się podniósł, ale przez to niestety jest jeszcze bardziej nudno. Pogoda dziś nadzwyczaj kapryśna zaledwie 20 stopni, pochmurno i popaduje chwilami. Przed Astana zrobiliśmy zakupy, bo już nam się pokończyło wiele rzeczy. Czyli teraz możemy znowu wracać na łono natury 

Dystans dnia: 675 km (11.130,3 km)

05 sierpnia, poniedziałek
Jest 05.05., w popłochu zwijamy obóz i uciekamy, gdzie pieprz rośnie. Zaczynamy się specjalizować w ucieczkach przed komarami. O dziwo wieczorem było przyjemnie, jakimś cudem się nie ujawniły, za to teraz, wczesna poranną porą, całe hordy krwiopijców próbują zjeść nas żywcem. W powietrzu aż ciemno, tyle ich jest. Gnamy na granicę, przed nami długa droga, wymyśliliśmy sobie wizytę w Jekaterinburgu.

Obejrzyj zdjęcia z wyprawy Przejdź do dziennika wyprawy